środa, 6 czerwca 2012

Pop-evo

     
        Ewolucja jest faktem, jak to napisał w swej książce Jerry A. Coyne (z resztą entuzjastycznie właśnie w ten sposób ją zatytułował). Jednak nie do każdego to dociera, a przynajmniej nie każdy pała do niej sympatią, o czym może świadczyć chociażby sama próba wyguglania czegoś na temat wyżej wspomnianej książki (wpiszcie w Google "ewolucja jest"). Jeszcze smutniej się robi przeprowadzając to samo wyszukiwanie po angielsku ("evolution is").

        Pomijając już samych kreacjonistów (którzy mają się świetnie w USA) i ich walkę z szeroko pojętym (neo)darwinizmem, chciałabym pokazać na kilku przykładach jak teoria ewolucji jest pokazywana w mediach. Nie chodzi nawet o zaprzeczanie jej istnieniu, ale o to, jak często jest źle rozumiana i błędnie przedstawiana.
       Podstawowe źródło wiedzy osobników niezaznajomionych bliżej (nie tylko) z biologią, Ciocia Wiki, mówi, że ewolucja to "ciągły proces, polegający na stopniowych zmianach cech gatunkowych kolejnych pokoleń wskutek eliminacji przez dobór naturalny lub sztuczny części osobników (genotypów) z bieżącej populacji.". I ani słowa o tym, że gatunek ma się doskonalić, czynić koniecznie - oczywiście w naszym, antropocentrycznym, rozumieniu - postępy. Ani słowa o losowości zmian przed zadziałaniem doboru też Wiki niestety nie wspomina.

        Tymczasem już w piosence Korna, Evolution, widać wyraźnie zwiastowanie końca ludzkości poprzez kierunkową degenerację spowodowaną: nadmiernym rozmnażaniem się jednostek mniej inteligentnych, brakiem naturalnych drapieżników, leczeniem osobników, których genomy w dawnych czasach zostałyby wyeliminowane z puli genowej populacji. Postulowany jest zastój, o ile nie cofanie. Z resztą, aby nie być gołosłowną:

 

 Ale wg niektórych panów z teledysku człowiek ostatecznie okazuje się sprytniejszy od małpy, bo chociaż nie złapał piłki, to z rąk ponętnych hostess wybrał $$, a nie banana.
Przy okazji: widać takiego jednego zamożnego, który jest panem i władcą, a ok. 2:30 i tak ma swoją wersję wyników. W dodatku zaakceptowaną  już na podstawie jednej próby. No i po co było robić risercz, jak i tak zawsze są tacy, co wiedzą lepiej? Ale przynajmniej wokalista przyznaje się do swojej wewnętrznej menażerii:

And I, I do not dare deny
the basic beast inside
It's right here
It's controlling my mind
And why do I deserve to die
I'm dominated by
This animal thats locked up inside  
        
        
        Kontynuując rozprawianie o ewolucji w teledyskach warto wspomnieć o Do The Evolution Pearl Jamu. (mój faworyt to tyranozaur poławiający rekiny). Na początku animacji widzimy zilustrowanie kilku popularnych (niekoniecznie w 100% poprawnych) poglądów: dinozaury się skończyły, bo coś wielkiego uderzyło w Ziemię, większe małpy dominowały nad tymi mniejszymi, ale ostatecznie i tak górą były te łysawe. Proces ewolucji zdecydowanie nie został przedstawiony jako postęp - mnie nasuwają się raczej mocne skojarzenia z Dawkinsowskim Samolubnym genem. I to w dość brutalnym, bezwzględnym wydaniu; cały klip aż kipi od przemocy:


Nacisk położony jest na agresję i samolubność jednego gatunku, chociaż w jego obrębie mają miejsce jeszcze brzydsze gierki, zaostrzona konkurencja i eliminacja niektórych grup za wszelką cenę. Takie tradycyjne rozumienie ewolucji jako "wyścigu zbrojeń" na kły i pazury. Oczywiście nasze wlasne geny koniecznie górą:

Admire me, admire my home
Admire my son, he's my clone


       Przemiany gatunków w czasie reklamują też piwo. Serio.
 
   

Specjaliści od reklamy trochę namieszali w kolejności i (cofając się od człowieka) małpy przechodzą w coś lotopałankowatego, one z kolei w spore ssaki lądowe, potem widzimy ichtiozaury (!), te z kolei rakiem wychodzą z wody by stać się praptakami (!), które cofają się w "rozwoju" do - tu już logiczniej - dinozaurów, zaś one przekształcają się w płazy, by w końcu zostać poskoczkami mułowymi. Domyślam się, że miało to pokazać, jak długą drogę musiał przebyć nasz gatunek w drodze do wybornego piwa, ale bez przesady - tak pokręconych ścieżek ewolucji nie miały w przeszłości nawet słonie.


        Ewolucja pokazana jednoznacznie jako postęp ku lepszemu występuje w jednej z głównych ról w reklamówce Saturna:


Tym razem tyranozaur pożera pterodaktyla. Na samym końcu żmudnych przemian znajduje się oczywiście forma humanoidalna. 


       I jednak wspomnę o kreacjonistach. W Family Guyu pojawił się fragment serialu Cosmos Carla Sagana:

Autorzy tej animowanej serii wyśmiali próby ingerowania zwolenników kreacji w system edukacji w USA. Cosmos to dość znany cykl popularnonaukowy i do tej pory, wraz z samym Carlem, stanowi dla wielu osób inspirację do zgłębiania wiedzy, nie tylko z zakresu astronomii.


        Na koniec coś dla bardziej zaawansowanych. Futurama, czyli taki animowany sitcom stworzony przez ludzi odpowiedzialnych także za Simpsonów. W tym przypadku o ewolucji traktuje cały odcinek, Clockwork Origin. Dlaczego dla zaawansowanych? Odniesień do różnych "kontrowersji" wokół ewolucji jest mnóstwo (np. o brakujących ogniwach), tak samo jak nawiązań do wszelkich okołoewolucyjnych ruchów (np. pastafarianizm). Sporo jest też "smaczków" dla tych, którzy o zagadnieniu wiedzą ciut więcej (już sam tytuł nasuwać ma skojarzenia nie tylko z Mechaniczną pomarańczą, ale i z zegarkiem Paleya).
      W animacji ukazano raczej inteligentne podejście do tematu. Proces powstawania (mechanicznych) gatunków na obcej planecie, na którą trafiają bohaterowie, jest zadziwiająco zbieżny z tym ziemskim, ale za całokształt - wybaczam wszelkie niedociągnięcia. Rzadko kiedy w popkulturze pojawiają się przejrzyście przedstawione postawy nie tylko kreacjonistów i "ewolucjonistów", ale też zwolenników ewolucjonizmu deistycznego.
Plus: jak ewolucja, to nie mogła zabraknąć tyranozaura. Mechaniczny, a jakże, atakuje człowieka, a potem zaczyna bitkę z mechanicznym triceratopsem. I jeszcze: to właśnie w tym odcinku, około 6:00, padają słynne słowa prof. Farnswortha:



        Jak widać mało kto przejmuje się losowością i bezcelowością ewolucji. Fascynuje raczej jako proces, w którego efekcie powstał (samolubny i zachłanny - Pearl Jam) człowiek, niekiedy stawiany na szczycie drzewa życia (Saturn), kiedy indziej zaś pogrążający się z zadowoleniem we własnym upadku (Korn). Kreacjoniści co prawda próbują stale mieszać (Family Guy), ale czasem można dojść do jakiegoś konsensusu (końcówka Clockwork Origin).
      Oczywiście przykłady z popkultury można mnożyć. South Park, Simpsonowie, sporo reklam i piosenek; a jeszcze przykłady z literatury (Wehikuł czasu Wellsa!) i filmu (chyba każdy widział Milion lat przed naszą erą)... Na szczęście po takiej dawce przeinaczeń mogę odpocząć w towarzystwie filmów Davida Attenborough (First Life, Charles Darwin and the Tree of Life, Life on Earth...) w których, będąc często w pozycji horyzontalnej na trawie/skałach/piasku, prezentuje on cuda i dziwy, które raczyły wyewoluować na naszej planecie.

sobota, 2 czerwca 2012

Niechaj kopią!

   
     Co człowiek zostawia po sobie?

     Wspomnienia, notatki, zdjęcia, rzeczy osobiste, niezapłacone rachunki. Osobnikom współczesnym można dopisać do listy konta mailowe, profile na facebooku, twitterze, serwisach blogowych.
     Ale to i tak nie są pozostałości ostateczne. Wszelki papier zetleje i rozsypie się w proch, materiał cyfrowy rozpłynie w nicość gdzieś w światłowodach. Któż wie, może wszelki Internet* szlag trafi. Albo i całą ludzkość, bo czemu i nie?

     Jednym z największych grzechów naszej cywilizacji jest myślenie o przyszłości w kategoriach najbliższych dni, miesięcy lub lat. Co bardziej zapobiegliwi martwią się o przyszłe pokolenia i nawołują do zmniejszenia wykorzystywania surowców nieodnawialnych.
     Po zamierzchłych kulturach mamy głównie monumentalne budowle, których nie zdążył strawić czas wspomagany fauną, florą i czynnikami abiotycznymi. Proponuję iść dalej i zostawić coś na dłużej. Dużo dłużej. Jak dinozaury, amonity czy fauna ediakrańska.

     Ze współczesną wiedzą z zakresu geologii, glacjologii, klimatologii i wreszcie - biologii - ludzkość ma potencjał, żeby odcisnąć po sobie ślad. Można zaplanować miejsce zdeponowania doczesnych szczątków ochotników. Na pewno się tacy znajdą. Oczywiście przewidywanie ruchów górotwórczych, wylewów bazaltu, czy powstawania i wysychania mórz na dłuższą metę jest trudne (o ile nie niemożliwe) do przewidzenia. Ale przy odpowiedniej ilości ochotników...
Od biedy zawsze można kilku śmiałków zakonserwować gdzieś w torfowisku lub umieścić w lodowcu. Jak wiadomo takie osobniki w przyszłości dostarczą wielu cennych informacji (patrz: Oetzi).
     Wyobraźnia jednak każe mi zwizualizować sobie łupki bitumiczne z pięknym odciskiem kości Homo sapiens (ba! Można nawet dostrzec pozostałości włosów pod pachami! To definitywnie musiał być ssak.).
     Tak, wiem, że ludzkie skamieliny są odnajdywane w Afryce, Azji, Europie. Znaleziony materiał jest przypadkowy, nie reprezentatywny dla ówczesnych populacji i - mimo wszystko - wcale nie taki leciwy. Człowiek może pójść dalej, jeśli chodzi o chowanie się na przyszłość.

     Jak wiele uda się dowiedzieć kiedyś z takiego materiału kopalnego? Jak bardzo niewdzięczny czas zniekształci to, co po nas zostanie? Do jakich fałszywych wniosków na nasz temat dojdzie ktoś bazując na niepełnych obrazach sprzed tysięcy lat, być może pełnych artefaktów?
I jeszcze jedno pytanie, które być może powinno zostać zadane na samym początku:
kto nas odkopie z torfu, wydłubie z łupków, wyłupie ze skał?

     Możemy być też wredni i zrobić kuku tym z przyszłości, kimkolwiek by oni nie byli. Na pewno da się sfabrykować to i owo...


*Internet wielką literą, bo "pisze się wielką literą mając na myśli konkretną, globalną sieć komputerową – jest to wtedy nazwa własna. W niektórych przypadkach poprawna jest jednak pisownia małą literą – gdy pisze się o Internecie jako nośniku (medium) informacyjnym, (...)". Tak informacyjnie, ponieważ jednak jestem tzw. Grammar Nazi (ale tej nazwy nigdy nie zaakceptuję).