piątek, 21 września 2012

Muffinki princessowo-migdałowe


 W obliczu pomiarów komórek do pracy magisterskiej dramatycznie wzrosła moja aktywność kuchenna (nadal nie umiem ustalić, czy rodzina bardziej się cieszy, czy bardziej smuci z wytworów mojej działalności; przeżywalność wynosi na razie 100%, ale n= tylko 4, za to ilość powtórzeń rośnie.)

Dziś naszło mnie na muffinki (vel babeczki bądź, hybrydowo, babinki).
Znaleziony gdzieś w odchłaniach internetu przepis zawierał princessę kokosową, wiórki kokosowe, maślankę i olejek migdałowy, ale z braku poszczególnych składników zmodyfikowałam nieco skład.
Z resztą - muffinki mają to do siebie, że można kombinować we wszystkie strony, a i tak (prawie) zawsze wyjdą.


Składniki mokre:
0,5 szkl. jogurtu naturalnego
50 ml oleju
1 jajko
1 łyżeczka olejku migdałowego

Składniki suche:
15 dag mąki pszennej (~ szklanka)
4 łyżki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia

"Wsad":
3 princessy czekoladowe lub 2,5 princessy maxi (pokruszyć)
6  łyżek zmielonych/pokruszonych migdałów


Po kolei:
Jak to z babeczkami zwykle bywa - osobno mieszamy wszystkie składniki suche, osobno mokre. Suche wrzucamy potem do mokrych, znów mieszamy (ale nie za długo, podobno muffinki nie lubią zbyt pedantycznego traktowania grudek).
Na koniec dorzucamy "wsad" i znów trochę mieszamy.
Powstałą masę nakładamy do wyłożonych papilotkami foremek/dołków, do 2/3 ich wysokości.

Pieczemy przez ok. 20 minut w 200°C.


Smacznego! :)

 
 Moja blacha pozwoliła na wytworzenie 
12 nieco zbyt płaskich muffinek...

 
 Om nom nom...



czwartek, 20 września 2012

Porankom mówię "NIE"

W 1646 roku Kartezjusz udał się do Szwecji, by zostać osobistym nauczycielem królowej Krystyny. Królowa była rannym ptaszkiem, natomiast Kartezjusz zwykł wstawać o godzinie 11. Udzielanie królowej lekcji matematyki o godzinie 5 każdego ranka, do tego w zimnym klimacie, okazało się zbyt dużym obciążeniem dla zdrowia uczonego. Po kilku miesiącach zmarł na zapalenie płuc.
Ian Stewart, Oswajanie nieskończoności. Historia matematyki.

Biorytmowo jestem pomiędzy królową Krystyną a Kartezjuszem (ze wskazaniem - dość mocnym - na Kartezjusza). Dlatego w tym semestrze zajęcia zaczynam najwcześniej o 9:00. To i tak barbarzyńska pora, zważywszy na półtoragodzinny dojazd na uczelnię.
posted from Bloggeroid

sobota, 8 września 2012

Czas: krzywa półprosta z gumy

          Czas to wyjątkowo wredny i zwodniczy wymiar. Nie doświadczamy go namacalnie, jego obecność dostrzegamy jedynie na podstawie zmian zachodzących w pozostałych trzech aspektach rzeczywistości. Wyczuwamy cykl naszych zegarów biologicznych, jednak rzeczywiście są to cykle, kręcenie się w kółko, stosunkowo regularne odtwarzanie kolejnych stanów przez nasz organizm.
       
          Ale taki czas "liniowy", faktycznie rozciągający się hen daleko wstecz i naprzód - z tym już mamy problem. Upływ chwil uświadamiamy sobie dopiero w wieku kilku lat, więc tak naprawdę ta linia jest półprostą, subiektywnie zaczyna się w jakimś (na ogół dość mglistym) punkcie. Nie, półprosta też nie jest dobry określeniem, w końcu kiedyś nasze organizmy zakończą swoje funkcjonowanie. Życie jest zatem odcinkiem, ale na co dzień nikt nie myśli o jego punkcie B. 

          Długość odcinka (lub jego części) też jest bardzo, ale to bardzo subiektywna. Mając wiele zajęć, dobrze się bawiąc, czas mija nam szybciej (mózg rozpoznaje upływ czasu na podstawie wydarzeń; dużo się dzieje = musiało minąć więcej czasu). Nudny wykład czy oczekiwanie w poczekalni ciągną się w nieskończoność (i znów ta półprosta - końca nie widać). Paradoksalnie, z tych szybko mijających momentów mamy znacznie więcej wspomnień, godziny wydają się wypełnione po brzegi; mniej fascynujące chwile znacznie słabiej zapisują się w naszej pamięci.

          Czas trwania minuty zależy od strony drzwi, po której znajdujemy się w toalecie.
          Czas trwania miesiąca, roku, zależy od naszego wieku.

          Więcej szczegółów?


          Chciałabym umieć lepiej przewidywać ile zajmie mi określona czynność. Planuję, staram się jakoś organizować zajęcia, działania, ale ostatecznie czasu jest zawsze za mało.

          Zawsze pamiętam o punkcie B.

          Myślę, że mój odcinek mógłby być bardziej zatłoczony.